Chanel Cruise 2020-2021: Znów pojedziemy na wakacje

]

Chanel Cruise 2020-2021: Znów pojedziemy na wakacje

Michalina Murawska

Kolekcja, która zgodnie z planem miała zostać zaprezentowana na Capri, ujrzała dziś światło dzienne w sieci. To nie tylko zbiór wakacyjnych ubrań i dodatków, ale przykład wielofunkcyjnej mody – luksusu na miarę nowych i pełnych wyzwań czasów.

Czy to z tęsknoty za wakacjami, czy z obawy przed tym, że tegoroczne lato nie będzie wyglądało, tak jak je sobie zaplanowaliśmy, coraz chętniej odbywamy sentymentalną podróż do wakacyjnych kurortów sprzed lat. Kolekcjonerzy nabywają archiwalne numery magazynu „Holiday”. Miłośnicy filmów oddają się seansom „Basenu” z Romy Schneider, „Pogardy” Jeana-Luca Godarda czy „Pierrot le Fou” z Anną Kariną. Z kolei fani pięknych fotografii nabywają wszystkie możliwe zbiory zdjęć Slima Aaronsa. Inspirującą wyprawę nad Morze Śródziemne serwuje nam też dyrektor kreatywna Chanel, Virginie Viard. Kolekcja Cruise 2020–2021, która początkowo miała zostać zaprezentowana na Capri, właśnie zadebiutowała w sieci. Pobrzmiewają w niej jednak nie tylko błogość kurortów i styl największych ikon sprzed lat. Staje się odzwierciedleniem świadomej, ponadczasowej i wielofunkcyjnej mody.

Chanel Cruise 2020-2021 (Fot. Karim Sadli)

Nie wiadomo, gdzie dziś spędzałaby wakacje Coco Chanel. Czy byłaby wierna swoim ukochanym Deauville i Biarritz? A może zadomowiłaby się na południu Francji, gdzie od 1928 roku budowała przepastną rezydencję? Viard nie szuka odpowiedzi na te pytania. Zamiast tego proponuje kolekcję, która nadal odwołuje się do wielkiego dziedzictwa francuskiego domu mody, ale stanowi też przejaw w pełni autorskiej i dostosowanej do nowych realiów wizji.

Nie przejawia się to wyłącznie w decyzji o zaprezentowaniu kolekcji w formie lookbooka i sesji wizerunkowej, której sfotografowanie powierzono Karimowi Sadliemu. Wybrzmiewa też w kształcie kolekcji – oszczędności, lekkości i wielofunkcyjności. Jak mówi projektantka, jej założeniem było stworzenie ubrań, które zmieszczą się do malutkiej walizki na kółkach albo shopperki. Powstały więc projekty, które można nosić na różne okazje i na wiele różnych sposobów. Długie spódnice nagle stają się sukienkami bez ramiączek. Lekkie kurtki z szyfonu za dnia narzuca się niedbale na bikini, a wieczorem czyni się z nich bazę eleganckiego stroju. Skóra, z której uszyto różowe garnitury, jest cienka i miękka. A tweed, tak charakterystyczny przecież dla estetyki Chanel, nie jest już przejawem zachowawczej elegancji, ale nonszalancji i wygody. Dodatki zapewniają natomiast pełne spektrum estetycznych doznań. Są klasyczne chanelki na łańcuszku, duże shoppery w kolorze koralowego różu, które pomieszczą całą plażową wyprawkę, a także torebki typu bowling, wyraźnie nawiązujące do mody retro. Klasyczne mary janes występują w wersji bez obcasa, sandały mają fason japonek i wykonane są z mieszanki skóry i rafii, a pantofelki z odkrytym palcem przypominają te, w jakich po La Croisette przemykała w latach 60. Jane Birkin. Vive les vacances!

1 /12 Chanel Cruise 2020-2021: Znów pojedziemy na wakacje

„Moda przemija, styl pozostaje”. Coco Chanel kończyłaby 131 lat

]

Stworzona przez nią czarna, prosta sukienka, którą zapragnęły mieć w szafie wszystkie kobiety, konkurencja nazywała złośliwie „nędzą luksusową”. Coco Chanel znana była nie tylko z projektowania mody, ale burzliwych związków, uzależnienia od narkotyków i antysemickich poglądów. Gdyby żyła, skończyłaby 131 lat.

– Moda przemija, styl pozostaje – mawiała. Właściwie nazywała się Gabrielle Bonheur Chanel. Pochodziła z ubogiej rodziny i przez kilka lat wraz z siostrami mieszkała w sierocińcu. Miało to spory wpływ na to jak potoczyła się jej kariera projektantki. Wielokrotnie podkreślała, że to, co pozostało jej z lat spędzonych w domu dziecka to zamiłowanie do prostego stylu, wygody w noszeniu ubrań i miękkich dzianin.

W 1913 roku Chanel otworzyła swój pierwszy sklep z kapeluszami i damskimi ubiorami. Wcześniej przez trzy lata śpiewała pod pseudonimem Coco w kawiarniach Moulins i Vichy. I choć śpiewać nie potrafiła, nadrabiała tańcem i sposobem bycia na scenie. Butik otworzyła dzięki swojej wielkiej miłości Boy Capel. Po jego śmierci nigdy nie wyszła za mąż. Romansowała m.in. z księciem Dymitrem Romanowem czy Paulem Iribe.

Przeciwniczka gorsetów i ciężkich sukien

Gdy na dobre zaczęła zajmować się projektowaniem, powiedziała stanowcze „nie” wszelkiego rodzaju falbanom, dodatkom i ozdobom. Była zagorzałą przeciwniczką długich i ciężkich sukien, które krępowały ruchy oraz gorsetów. – Ja tworzę modę, która pozwala kobietom żyć, oddychać, czuć się wygodnie i wyglądać młodo – mówiła, pytana o swoje projekty.

Chanel wylansowała styl marynarski, czyli szerokie spodnie, dżersejowe bluzki w pasy, dopasowane żakiety, buty w dwóch kolorach na małym obcasie. To ona sprawiała, że uważany do tej pory za dzianinę bieliźnianą dżersej pojawił się na salonach. Swój pierwszy dom mody otworzyła w 1919 roku.

Ja tworzę modę, która pozwala kobietom żyć, oddychać, czuć się wygodnie i wyglądać młodo

Dziewczyny lubią brąz. Moda na opalanie się trwa od 85 lat

]

W kostiumie bikini panie nie tylko pięknie wyglądają, ale i w pełni korzystają ze słońca.

Blada skóra była ideałem piękna przez stulecia. Chroniono ją od słońca, wybielano truciznami. To się zmieniło latem 1923 roku, gdy słynna Coco Chanel przez nieuwagę przysmażyła się na jachcie.

Już była królową mody, już uwolniła kobiety od gorsetów, pozwoliła nosić spodnie, dała im małą czarną i zapach Chanel nr 5. Była kimś, kto wyznaczał trendy, kogo nowoczesne kobiety chciały naśladować. Kiedy latem 1923 zeszła po śródziemnomorskiej podróży na ląd w Cannes z mocno opaloną buzią i jej zdjęcia obiegły prasę, najpierw wywołało to szok i skandal. Zbrązowione od słońca mogły być jedynie kobiety z gminu, a nie przedstawicielki elit! Coco w pierwszej chwili poddała się fali krytyki i sama przyznała, że popełniła błąd, nie zabezpieczając skóry przed słońcem w czasie podróży. Szybko jednak zrobiła woltę i zaczęła popularyzować złocisty kolor skóry jako przejaw zdrowia, młodości wysportowania. A także bogactwa. Możliwość opalania się była luksusem, ponieważ tylko ludzie dobrze sytuowani mogli sobie na to pozwolić.

W popularyzacji nowego trendu wspierała Coco jej przyjaciółka, słynna wówczas sopranistka, Marta Davelli, która pierwsza zaczęła się opalać na plażach Riwiery Francuskiej na czekoladowy brąz w stroju kąpielowym projektu Chanel. W 1929 roku projektantka wylansowała pierwszą w historii linię kosmetyków do opalania i na zawsze odesłała do lamusa woalki i parasolki przeciwsłoneczne. Coco była rewolucjonistką w każdym calu. Wolność, którą dała kobietom - styl sportowy, proste, lekkie stroje, krótkie fryzury i wreszcie możliwość opalania się w coraz bardziej skąpych strojach - dziś wydają się naturalne i oczywiste. Ale przez dwa tysiąclecia zarówno kanony piękna, jak i normy obyczajowe i kulturowe na to nie pozwalały. Kiedyś blade było piękne Ideał piękna kobiecego zmieniał się przez stulecia. Raz w modzie była istota wiotka, płaska i cherlawa, to znów bujna w biuście i biodrach i zażywna. Jedno się nie zmieniało. Nie bez powodu na kobiety powodu mówiono “biała płeć”. Ciemna od słońca skóra była oznaką poddaństwa i całodziennej pracy na roli. Przynależność do sfer wyższych wymagała skóry o barwie pergaminu.

W czasach, gdy nieznane były kremy z filtrami, jedynym sposobem na ocalenie bladości skóry przed słońcem było maksymalne zasłanianie ciała. Owinięte materią od stóp do głów panie wychodziły tak również nad morski brzeg, gdy już odkryto przyjemność plażowania i kąpieli. Historia polskiego plażowania ma niewiele ponad 200 lat. Ta moda przywędrowała nad Bałtyk głównie z Anglii, gdzie już na przełomie XVIII i XIX wieku spędzanie lata w nadmorskich kurortach było ważnym elementem życia towarzyskiego, i Francji. Wcześniej z morskich kąpieli korzystało jedynie pospólstwo i to w celach higienicznych, a nie rozrywkowych. Potem “do wód” zaczęło jeździć towarzystwo. Pierwszy na polskim wybrzeżu dom zdrojowy wybudowano w 1806 r. w dzisiejszym Mrzeżynie - wówczas Deep. Pierwsze publiczne łazienki powstały w Brzeźnie (1808 r.), a następnie w Sopocie (1823 r.), gdzie wodę tłoczono z morza miedzianymi rurami i po podgrzaniu wlewano do wanien. Morskie kąpiele były płatne - 0,25 marki za jedną kąpiel w gdańskim Brzeźnie - i odbywały się rankiem w różnych godzinach dla panów (6-8) i pań (8-10).

O pływaniu nie było mowy. Namoczony kostium stawał się pancerzem i kotwicą w jednym. Zresztą w tamtych czasach mało kto umiał pływać, nie wyłączając marynarzy. Kąpiel polegała więc na kucnięciu damy raz czy dwa w morzu i natychmiastowej rejteradzie do ubieralni pod osłoną niesionego przez służącą prześcieradła, bo pokazanie ciała oblepionego przez mokrą suknię było nieskromne. W 1905 roku Australijka Annette Kellermann przepłynęła Sekwanę nieopodal Paryża skąpo odziana jedynie w stanik bez rękawów i krótkie szorty z minispódniczką. Kiedy jednak dwa lata później gościła w Ameryce - gdzie wciąż królowały suknie kąpielowe i pantalony - i pojawiła się na plaży w Bostonie w stroju odkrywającym nogi, ramiona i szyję - została… aresztowana. W wypowiedziach dla prasy argumentowała, że nie jest w stanie pływać, zakładając na siebie więcej ubrań, niż wiesza się na sznurze do bielizny.

Coco Chanel pozwoliła być kobietom chłopczycami. W latach 20. ubiegłego wieku stroje kąpielowe przylegały już do ciała, miały górę na ramiączkach i obcisłe spodenki lub spódniczkę. Nie wszędzie jednak taki strój był na plażach dozwolony. Grecki dyktator Theodoros Pangalos wydał w 1926 r. rozporządzenie mówiące, że kobiece ubrania musiały sięgać co najmniej 30 cm poniżej kolan. We frankistowskiej Hiszpanii z kolei zabraniano kobietom leżenia na plaży “nogami w kierunku drogi”. Atomowa rewolucja plażowa W czerwcu 1946 na paryskim pokazie mody zademonstrowano pierwsze bikini - skąpy dwuczęściowy kostium kąpielowy. Choć daleko mu było do współczesnych czterech trójkącików połączonych sznurkiem, wywołał szok i zgorszenie, bo… odkrywał pępek! Zawstydzone były nawet zawodowe modelki, które zgodnie odmówiły wyjścia na wybieg w kostiumie Louisa Rearda. Trzeba było sprowadzić “nagą tancerkę” z Casino de Paris, Micheline Bernardi.

Pierwotna nazwa kostiumu brzmiała “atome”, ale zarejestrowany został jako “bikini” - od nazwy atolu Bikini, na którym latem 1946 roku rozpoczęły się próbne wybuchy jądrowe. Znawcy przedmiotu do dziś nie są zgodni, czy w nazwie chodziło bardziej o “bombowe wrażenie”, jakie wywoływał kostium, czy też miała ona podkreślać “ostateczność rozwiązania”. Jedno i drugie jest prawdziwe. Bikini raz na zawsze zmieniło wygląd plaży, jego rewolucyjność dostrzegł Władysław Kopaliński, czyniąc jednym z haseł swego “Słownika pojęć, wydarzeń i legend XX wieku”. Było tak odważne, że kobiety oswajały się z nim powoli, naśladując ówczesne ikony mody. Jedną z nich była 19-letnia Brigitte Bardot. W 1953 roku, gdy pojawiła się - jako odkrycie Rogera Vadima - na festiwalu filmowym w Cannes, jeszcze niczego nie zagrała, ale wystarczyło, że wyszła na plażę w bikini i prasa pisała tylko o niej. Polki dziarskim krokiem nadążały za Europą. W 1957, rok po odwilży, bikini na plaży w Sopocie - “niezgrabne, kretonowe, szyte na miarę u bieliźniarki” - zaobserwowała ówczesna bywalczyni najpopularniejszego krajowego kurortu.

Kościół katolicki zobaczył w bikini jedną z tych “mód, które bardzo obrażają Pana Boga”. W tym samym roku, gdy bikini opanowało Sopot, papież Pius XII, przemawiając do Kongresu Łacińskiej Unii Mody, apelował, by skromność panowała nad chwilowymi kaprysami mody. W 1959 roku arcybiskup Toledo mówił o zagrożeniu dla moralności, jaką jest wspólne kąpanie się na plażach kobiet i mężczyzn, gdyż stanowi ono “prawie zawsze bliską sposobność do grzechu i zgorszenia”. Publiczne eksponowanie ciała uznano za bardziej bezwstydne i niebezpieczne od zupełnej nagości (notabene piętnowano także noszenie przez kobiety spodni). Szał bikini zaczął się na dobre w latach 60. A wraz z nim powszechna moda na smażenie się w promieniach słońca aż do “strzaskania na heban”. Opalenizna stała się szczególnie sexy od czasu, gdy Pamela Anderson po raz pierwszy przebiegła się po plaży w “Słonecznym patrolu”.

Producenci kosmetyków na wyścigi szukali składników pomagających uzyskać szybko jak najciemniejszą opaleniznę. Najpierw najbardziej popularne były olejki zapachowe, których skład miał przyspieszać opalanie. Mniej zamożni eksperymentowali, smarując ciało naftą. Jeszcze nikt wtedy nie słyszał o promieniach UVB i UVA, nikt nie wiedział, że opalanie może być szkodliwe. Wyzwaniem dla wynalazców stało się stworzenie sztucznego słońca, które pozwoliłoby uzyskać hebanowy wygląd bez mordęgi w upale. Pierwsze łóżko opalające zbudował w 1975 roku niemiecki konstruktor Friedrich Wolff. W tym samym roku na brazylijskiej Copacabanie pojawia się bikini ze stringami. To daje maksimum powierzchni do opalania ciała mimo wszystko ubranego. W kolejnych dekadach hitem staje się opalanie w solarium. Wystarczy kwadrans, by uzyskać taki efekt, jak po całodziennym smażeniu się na plaży.